środa, 15 lipca 2015

Zawiść

Okropne uczucie. Niszczy wszystko co stoi na drodze. Zostałam jej ofiarą...
To dlatego od roku jest mi źle w pracy...   A wcześniej miałam dobrze. Podejrzewałam, że ktoś coś na mnie musiał powiedzieć do szefa, bo nagle z dnia na dzień, z osoby, w którą inwestowano i szkolono stałam się persona non grata. Zmiana była diametralna. Nie to, że ja jestem przewrażliwiona, ale wszyscy pytali mnie co się stało, wszyscy to odczuli.  Nie miałam nic na sumieniu. Nie wiedziałam o co chodzi.

Do tego tygodnia. W tym tygodniu wszystko stało się jasne. Dowiedziałam się, kto był życzliwy. Nie wiem tylko jakie bzdury były nagadane. Ale wiem, że były.
Przez osobę,  która przez ostatni rok udawała przyjaciela. Tu kawka, tam herbatka, obiadek, ploteczki...  Wspólne zastanawianie się kto mi "zrobił przysługę"....  A ja wierzyłam, ufałam.
Nikt (tzn szef) nie wziął mnie na rozmowę, nie skonfrontował bzdurnych informacji.


Boli. Bardzo boli. Nie wiem czy jestem bardziej zła na tę koleżankę, czy bardziej smutna, że przez nią diametralnie zmieniło się moje zawodowe życie. I dlaczego?
Bo była zazdrosna. Jej tak dobrze nie szło.

Ona nie wie o naszym problemie. Dla niej od zewnątrz byłam tylko tą dziewczyną, której się wszystko udaje. Tą, która ma szczęśliwe małżeństwo,  fajnych znajomych, podróżuje, ma ciekawe wakacje i odnosi sukcesy w pracy.  Za dobrze mi szło. Co tam, że wracałam do domu i płakałam, bo w moim odczuciu nie miałam nic.  Nie sądź książki po okładce mówią. Nie oceniaj  człowieka po uśmiechu na twarzy...


Zazdrość znam. To nieprzyjemne ukłucie w sercu, na widok ciężarnej znajomej ledwo po ślubie, na widok fejsowego zdjęcia w stylu "Witamy na świecie"... Ale to chwilowe ukłucie i zazdrość, która się pojawia na ułamek sekundy od razu zastępowana jest przez szczerą radość, że ktoś jest szczęśliwy. Bo jak tu się nie cieszyć z uśmiechu bobasa lub pięknego ciążowego brzusia. Cieszyłam się radością innych. Mój smutek oczywiście zostawał, ale to było uczucie dotyczące MNIE. Nigdy nie nakierowane na drugą osobę, której się udało.
Sukcesy innych tylko motywowały mnie do działania.  Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by chcieć komuś zaszkodzić, bo W MOIM ODCZUCIU  ma lepiej. Może nie ma. Może stracił mamę w dzieciństwie lub jego bliski jest chory.  Niektórzy swoją walkę toczą w ciszy....



Rodzice nauczyli mnie nie iść po trupach. Robić swoje i dążyć do celu, ale nie budować swojego szczęścia na nieszczęściu innych. Nie przygotowali mnie na nieczystą grę. Nie pasuję do wyścigu szczurów. Mimo tego mojego staroświeckiego podejścia, udawało mi się. Na przekór tym, którzy starali się za mocno i rozpychali się łokciami ignorując drugiego człowieka.
Jak widać udawało mi się do czasu. Byłam "za szczęśliwa".  No to teraz cierpię. Ktoś na świecie jest z tego powodu szczęśliwszy...No ale ja przynajmniej co dzień rano mogę sobie spojrzeć w oczy i nie mieć wyrzutów sumienia, że ktoś przeze mnie cierpi.

Wmawiam sobie, że karma istnieje. Że dobre uczynki będą wynagrodzone. To nie jest koniec. Wszystko się ułoży jeszcze.



8 komentarzy:

  1. Paskudna sytuacja :-(. Ale ludzie często widzą tylko to co chcą widzieć. Idź swoją drogą jestem pewna, że czas pokaże ze jest słuszna. A w pracy cóż niedługo odpoczniesz na macierzyńskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już czekam na ten macierzyński!!! Na razie odliczam dni do sierpniowego urlopu... ale nie byłabym zła jakbym musiała go anulować :)
      Szkoda że na świecie są takie paskudne charaktery. Niby o tym wiem, ale jak taką osobą okaże się ktoś z najbliższego otoczenia to czuje jakbym dostała obuchem w głowę. Gdzie Ty miałaś oczy, pytam się sama siebie...

      Usuń
  2. Niestety ja w swoim otoczeniu też mam wredne osoby ;( .. co gorsza, mam jedną w rodzinie, która jak się dowiedziała ze nie będziemy mieli dzieci- to nagle dostała skrzydeł... przykre, ale prawdziwe, potwierdzone faktami- a nie jakieś tam widzi mi się..
    Najważniejsze to mieć czyste sumienie wobec siebie. Mi jest szkoda każdej osoby, która ma jakiś problem, nawet wtedy kiedy ten problem nie jest rangi mojego problemu- już taka jestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem taka, że się lituję, chcę pomóc.. tej koleżance też pomagałam. I jestem za to na siebie zła.. że się dałam oszukać. Ja wychodzę z założenia że ludzie są dobrzy, ale chyba powinnam zakładać, ze są źli i zmieniać zdanie dopiero jak zasłużą. Tyle że jak tak nie chcę.. Nie wiem..
      Osoby z rodziny współczuję. Bardzo niską samoocenę i wredny charakter musi mieć ktoś kto się cieszy z niepowodzeń innych. Choć myślę że to Wasze "niepowodzenie" okaże się jeszcze błogosławieństwem jak spotkacie swoje dzieciątko :*

      Usuń
  3. Czasami ręce opadają jak słyszy się takie wieści. Co z tymi ludźmi się dzieje, że nie potrafią żyć własnym życiem i się z niego cieszyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dzień jak dzisiaj czuję jaki okropny jest ten nasz świat. Człowiek człowiekowi wilkiem.. Okropne jest, że zamiast zrobić coś żeby ulepszyć swój świat, ludzie całą energię potrafią ukierunkować na pogorszenie świata innych..
      Pozostaje tylko być czujnym i otaczać się ludźmi którzy tacy nie są. A jest ich przecież wiele, nie może być tak beznadziejnie, nie? ;)

      Usuń
  4. Jak to mówią - kto pod kim dołki kopie, ten awansuje. Bardzo mi przykro. Kim trzeba być, żeby w tak paskudny sposób pogrywać z drugim człowiekiem? Uważam podobnie jak Ty - nie może być tak zawsze, to wróci. Prędzej czy później.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba rozumiem jak się czujesz. Kiedy cios przychodzi od wroga jesteś na to w pewnym sensie przygotowana, od razu zabierasz się do leczenia ran, gdy zadaje go najbliższy przyjaciel, trzeba najpierw uporać się z szokiem. Jak to? Ona? Dlaczego? Po co? Jakim prawem?
    Ja zawsze zakładam, że ludzie są dobrzy i mają dobre intencje. Kiedy przychodzi rozczarowanie dużo mnie to kosztuje. No bo skoro to jest dobra osoba, ma dobre intencje... to może ja coś zrobiłam, żeby na uderzenie "zasłużyć"... Wiem, bez sensu takie myślenie.
    Całkiem niedawno, w najtrudniejszym dla mnie momencie, doświadczyłam bardzo bolesnej straty kilkorga przyjaciół. Parę miesięcy zajęło mi, żeby tego nie rozpamiętywać. Po prostu przyjąć, że tacy ludzie też chodzą po świecie. Ale przede wszystkim, żeby pamiętać, że Ci szlachetni, życzliwi, serdeczni też wciąż tu są:)))

    OdpowiedzUsuń