piątek, 4 września 2015

W mojej głowie wojna

Czas powoli wszystko porządkuje. Życie idzie do przodu niezależnie od tego, kto odchodzi...  Mama powoli układa swoje uczucia, próbuje się przystosować do tego innego życia..  Dla nas powoli też już ta śmierć staje się bardziej rzeczywista, realna...  I gdy pierwsze emocje opadają, zostają dobre wspomnienia i mimo wszystko uśmiech na twarzy...  Przez zeszły tydzień codziennie wieczorem mieliśmy z mężem "ICE CREAM PARTY" Takie jak kiedyś z B.


Ale los dalej nas nie rozpieszcza. W tym tygodniu zawirowania zdrowotne miała moja siostra. Już nawet nie mam siły opisywać co się działo, ale otarło się o Pogotowie.  I to akurat będąc na wyjeździe nad morzem. Na szczęście ostatecznie nie zostawili jej w Szpitalu, ale nie mogła kontynuować pobytu, zwłaszcza, że była tam sama. Bez zastanowienia w przeciągu pół godziny zwolniłam się z pracy i postanowiłam po nią pojechać. Na szczęście mąż nie puścił mnie samej i pojechaliśmy razem, bo takiej trasy w jeden dzień sama bym nigdy nie zrobiła. I tak o 14 już byłam za kółkiem odbierając Męża ze stacji metra, o 18.15 byliśmy w okolicach Jastrzębiej Góry, odwieźliśmy siostrę do Krakowa i o 5.15 byliśmy z powrotem w Warszawie, bo tego dnia nie mogliśmy nie być w pracy.  O ósmej. 
Za dużo, zdecydowanie za dużo. Ktoś mnie nie posłuchał jak mówiłam, że już nie potrzebuję niczego co mnie nie zabije, a wzmocni. Wystarczy. Jestem silna.

W tym wszystkim doceniłam jednak moc rodziny. Nic nie ma znaczenia takiego jak rodzina. Cała reszta jest totalnie nieistotna.

W ten dzień kiedy to się stało, rano na jakimś blogu przeczytałam, żeby znaleźć rzeczy, za które się jest wdzięcznym danego dnia. Chciałam zrobić podsumowanie tego roku, tego feralnego 2015. Takie na pozytywnie. Żeby w tej całej gmatwaninie niekorzystnych zdarzeń odnaleźć momenty dobre, te małe szczęścia, których przecież było na pewno wiele. No i telefon od siostry trochę mi te plany zaburzył. Ale zrobię to. Ogarnę się i zrobię... Uporządkuję te pozytywne wydarzenia.


Za oknem dzisiaj deszczowo. Poranek był bardzo rześki. Koniec lata. Chyba się cieszę. Lato nigdy nie było moją ulubioną porą roku. Zawsze wolałam albo nieśmiałe wiosenne słońce i jej świeżą zieleń, albo ukochaną wczesną jesień. Tą złotą ma się rozumieć...  Trochę melancholijną,  zamyśloną, płaczącą deszczem... To zawsze byłam bardziej ja.
Niech to lato się skończy. Mam wrażenie, że tak samo jak tegoroczne upalne dni i ostre słońce wypaliło życie z roślin i drzew, tak i mnie te wydarzenia ostatniego lata spaliły wnętrze. Potrzebuję odetchnąć. Potrzebuję odsapnąć i ochłonąć...

Jeśli chodzi o nasze adopcyjne czekanie mam coraz więcej wątpliwości. Im więcej czasu mija, tym jakoś mniej mam sił wierzyć w to, że się poukłada. Może my będziemy akurat tym jedynym przypadkiem, których dziecko się nie odnajdzie? Może nie będę mogła zaakceptować pewnych rzeczy i i nie będę potrafiła przyjąć propozycji.... ? Są rzeczy, których się boimy, których nie przeskoczymy.


Może źle wybraliśmy ośrodek? Może trzeba było zaczekać, aż przyjmie nas taki w większym mieście, może tam jest większy przekrój ludzi decydujących się oddać dziecko do adopcji? Może nasz ośrodek będzie wolał dzieciaki dawać swoim okolicznym rodzinom  a nie przyjezdnym z daleka? Nic nie wiem. Straciłam grunt pod nogami. Czuję, że moja równowaga jest tak słaba, że byle podmuch wiatru i upadnę...

Obserwuję blogi Mam, które adoptowały ich kochane bobasy i widzę, jak jest dobrze. Ale czy nas też to spotka? Czy będziemy mieli tyle szczęścia? A może tyle odwagi, bo przecież nie znam do końca historii tych dzieciaczków, może ja akurat nie umiałabym pewnych aspektów ich historii zaakceptować i przez to straciłabym szansę na dzieciątko? Przez swój strach.
Przecież nie zawsze pierwszy telefon jest TYM telefonem. Jak się z tym zmierzyć?  Jak uporządkować myśli w głowie...  Może moje oczekiwania to za dużo...   Pogubiłam się.
Wszystko było w głowie już poukładane, a teraz znowu mętlik...

"A w mojej głowie wojna,  wieczna wojna... myśli niespokojnych ..."

10 komentarzy:

  1. Wiesz tak sobie mysle - jestes mi bardzo bliska. Tez lubie jesien, to zawsze byla moja ulubiona pora roku, mam dokladnie takie same rozterki dot. OA oraz dot. nas samych, tego czy strach nie zwyciezy, czy telefon wogole zadzwoni. Wierze jednak ze wszystko sie pouklada, ze Wasze dzieciatko sie znajdzie tylko potrzebny jest czas, jeszcze troche czasu. Doczekamy sie zobaczysz! Ciesze sie tez ze czas leczy bol, ze zostaja dobre cieple wspomnienia. Usciski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomnialam o ice cream party- na tapecie od dwoch miesiecy, nie mieszcze sie w ciuchy! Mam nadzieje ze w tym ostatnim brak jest miedzy nami podobienstwa bo ja czuje sie jak maly slon;-)

      Usuń
    2. No nie powiem, lody przez wakacje zrobiły swoje... powrót do formy chyba trochę mi zajmie. Ale ja zawsze zajadam smutki niestety... zwykle przez aktywność fizyczna suma suamrium było znośnie, ale ciuchy są po lecie jakby bardziej opięte;) mam nadzieje ze się doczekamy. Że ta nasza ulubiona jesień nas nie zawiedzie... ze nie będzie smutna i deszczowa, a raczej złota i szczęśliwa. .. ściskam mocno!

      Usuń
  2. Ja nie lubiłam jesieni - zawsze same przykre rzeczy działy się jesienią, jakoś wszystko co smutne utożsamiałam z jesienią. Aż do zeszłego roku - kiedy to zadzwonił telefon odmieniający nasze życie na zawsze :)

    Zaliczam się pewnie do tych mam, które piszą na blogu o swoich pociechach. I Ty wkrótce dołączysz do Nas (chociaż czasem może Ci się to wydawać nawet abstrakcyjne) i będziesz dzieliła się swoimi przeżyciami.
    Z całego serca życzę, aby jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Mam nadzieję, że moja jesień będzie jak ta Wasza w zeszłym roku!
      Ten Wasz Maminy świat faktycznie wydaje mi się w tym momencie abstrakcją. Jakbym była oszustem, który do tego świata pretenduje.. Już przez chwilę czułam, że jest blisko, a teraz trochę mi się wymyka z rąk, oddala....
      Nie chcę na to pozwolić. Będę o niego walczyć dalej...

      Usuń
  3. Ja uwielbiam jesień to okres w którym brałam ślub, myślę że jesień przyniesie Ci więcej dobrego, poszukaj tych pozytywów, na pewno ich teraz potrzebujesz.
    Masz za dużo myśli w głowie, mam nadzieję że nad tym zapanujesz,
    No i że dzidziuś się odnajdzie. Mam nadzieję i trzymam mocno kciuki aby ten dzień, ta godzina nadeszła jak najszybciej:)
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem jesienną panną młodą ;) październikową..
      Dziś szukałam tych pozytywów, było wiele wydarzeń dobrych. Ale człowiek jakoś tak ma, a przynajmniej ja, że często te negatywne bardziej zapadają w serce, w pamięć.. ciężej nad nimi przejść do porządku dziennego....
      Ale staram się dalej nadać temu wszystkiemu sens... I uporządkować... choć widzę że i w tym departamencie jest ze mnie straszna bałaganiara...

      Usuń
  4. Zawsze coś. Mam nadzieję, że jesień przyniesie spokój ducha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bardzo na to liczę... Czasem mam wrażenie że już nic nie może się złego zdarzyć, a los przewrotnie mnie zaskakuje... No ale nie poddam się. Będę do końca walczyć o swoje szczęście...i o spokój..

      Usuń
  5. Jesteś dzielną i silną babką i NA PEWNO uda Ci się wszystko poukładać - potrzebny tylko czas, czas i jeszcze raz czas, by wygoić te wciąż świeże rany...

    Zdaję sobie sprawę, że macierzyństwo może Ci się w tym momencie wydawać czymś bardzo odległym, nieosiągalnym, wręcz surrealistycznym - też tak miałam, ale kiedy już ma się w ramionach to wyczekane dzieciątko, człowiek zupełnie zapomina o wszystkich wcześniejszych wątpliwościach, rozterkach, całym tym bólu i cierpieniu.

    Nie wiem, czy kojarzysz, ale my właśnie nie przyjęliśmy pierwszej propozycji naszego OA - ze względu na stałą obecność biologicznej matki, w związku z którą zabranie dziecka do siebie nie było dla nas niczym innym, jak tylko zwykłą kradzieżą. I wiesz co? Wtedy strasznie to przeżywałam, mieliłam w głowie najróżniejsze scenariusze, ciągle zastanawiałam się "co by było, gdyby..." Ale 4 miesiące później telefon zadzwonił ponownie i tym razem to był naprawdę TEN. Z perspektywy czasu nie żałuję, że tak się stało - najwidoczniej tamta dziewczynka po prostu nie była akurat nam przeznaczona, natomiast w przypadku Bąbla od razu poczuliśmy, że to nasz synek i nie mieliśmy już żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości...

    Wszystko będzie dobrze ! :*

    OdpowiedzUsuń