Ostatnie lato obfitowało w nieszczęścia. Miałam wrażenie, że jak tylko odetchnęłam i zażegnałam jeden kryzys, przychodził następny. Może tak to już w życiu bywa, ale w te parę miesięcy przerwy między tymi wydarzeniami zrobiły się niebezpiecznie krótkie. Ramię wstępujące sinusoidy nie zdążyło osiągnąć poziomu wyjściowego i znów zaczynał się spadek formy.
Takie miałam wrażenie przynajmniej. Postanowiłam spisać te dobre rzeczy, które się wydarzyły. Chyba po to żeby pokazać samej sobie, że nie jest aż tak źle. Baaaa.. Były momenty kiedy wydawało się, że wygrałam los na loterii....
Co się podziało dobrego? Co powinnam docenić?
--> Cudowne wakacje. 1,5 tygodnia sportu, książek, lenistwa.
Wszystkiego po trochę - dokładnie tyle, ile się danej rzeczy chciało. Bez
martwienia się o pracę, bez wiecznego czekania i myślenia kiedy zadzwoni
telefon. Totalny luz. Był i rower, był i tenis, i plażing. Nawet w międzyczasie parę grzybków się znalazło i będzie z nich może zupa grzybowa ;)
--> Podszkoliłam się w windusrfingu. Pierwszy raz próbowałam w zeszłym roku i naprawdę spodobało mi się to. Pierwsze
ślizgi z zawrotną (przynajmniej dla mnie;) prędkością i to uczucie wolności, kiedy słona woda pryska
na ciało, a wiatr rozwiewa włosy. Poza tym to uczucie, że z czymś idę do
przodu, w czymś jestem co raz lepsza. Po prostu satysfakcja.
--> Poukładałam priorytety. Zdystansowanie się od pracy na tyle, by nie
miała ona bezpośredniego wpływu na mój nastrój i samopoczucie. Po prostu
chyba zrozumiałam, że w dotychczasowym miejscu pracy muszę tylko jakiś czas jeszcze "dopracować, przepracować". Czerpiąc dla siebie tyle co mogę, co
głównie polega na SAMOrozwoju, bo od tych moich PSEUDOautorytetow w
pracy uczyć się nie chce. Powinnam już jakiś czas temu zmienić swoje
oczekiwania i nie popadać we frustrację. To TYLKO praca. Ludzie w niej
to ZNAJOMI z pracy. Raczej nie więcej.
--> Uratowana noga
Taty. Dzięki Bogu! Tyle chyba w temacie, bo nic więcej dobrego się w tym temacie napisać nie da.
Jakiekolwiek zgłębianie tej kwestii to smutek, że dalej nie robi nic
by powstrzymać progresję choroby i marnuje sobie życie...
--> Powrót do biegania. Będzie jeszcze lepiej. Upały się skończyły, liczę że nastaną niedeszczowe złotojesienne dni, kiedy bieganie po lesie to jest
po prostu nieziemskie przeżycie, tak jest pięknie.
--> Decyzja
o wrześniowym urlopie. A co! nie ma co marnować czasu, z dzieciaczkiem
nie będzie można tak aktywnie spędzać urlopu, przynajmniej na początku,
więc może jednak jeszcze jeden "ostatni" urlop przed rodzinnymi
wakacjami?
--.> Nowe płytki na balkonie i w końcu płytki w
kuchni nad blatem. Mała rzecz a cieszy. Zawsze
będzie mniej wkurzać ta wiecznie pochlapana ściana nad blatem. Już mnie
strasznie denerwowała. Nasze mieszkanko pewnie nigdy nie będzie do
końca "wykończone", np łazienki nie remontowaliśmy tak generalnie po
poprzednich właścicielach, tylko jakieś małe przeróbki- i pewnie już w
całości jej nigdy nie zmienimy. No chyba, że nasze plany docelowej
zmiany na więcej niż 2 pokoje szlag trafi.
--> 70 rocznica ślubu Dziadków męża. Tak. SIEDEMDZIESIĄTA! wiecie jaka to? KAMIENNA. Chyba gorszej
nazwy nie ma. O przepraszam, jest. 80-ta to dębowa. Kojarzy mi się to
tylko z nagrobkiem i trumną. Tfu, tfu, okropne nazwy. Za to cudowne wspólne życie.
Cudne obchody rocznicy w gronie w zasadzie tylko najbliższej rodziny
(dzieci, wnuki i prawnuki) która i tak jest na tyle liczna, że wypełniła cały wiejski
kościółek. Przygotowaliśmy dla niech zdjęcia z poprzednich okrągłych
(co 5 lat ) rocznic. Bardzo wzruszające było patrzeć na ich szczęście. Na zdjęciach widać jak
się wszyscy zmieniali. Śmiechu było przez to!!! Oby do 75-tej. Dla takich chwil naprawdę warto żyć.
--> Mąż . Chyba jednak powinien znaleźć się na początku jakiejkolwiek listy
pozytywów. Jako constans, wartość niezmienna . Nie wiem jak bym dala
rade bez niego. Nie wydarzył się oczywiście przez ostatnie dwa miesiące, nie jest to żadna nowość, ale gdyby nie on to byłaby w dużo gorszej formie psychicznej.
--> Założenie bloga. Poczucie jak bardzo
człowiek nie jest sam i że tyle z Was ma podobne problemy, podobne
rozmyślania, i możemy krótkim lub dłuższym słowem wesprzeć się wzajemnie
jest czymś dla mnie bardzo nieoczekiwanym. Dzięki Wam czuję się podbudowana. Ciesze się, że tu się
znalazłam, że Wy odnalazłyście mnie . I choć nie o wszystkim jeszcze
umiem tutaj mówić, a w zasadzie pisać, to myślę, że z czasem będzie coraz lepiej. Dziękuję! :*
Jakby nie było te rzeczy, które wymieniałam to nie są wcale takie małe radości. Pewnie tych mniejszych, takich
codziennych jest o wiele więcej, lecz ciężko pamiętać o nich z perspektywy dwóch miesięcy. Chociażby wczorajsze: "lubię ciocię" od 3-letniej
bratanicy męża, siatka pysznych malinowych pomidorów od babci (stała po
nie pół godziny w kolejce na rynku, w mieście takich nie ma! :),
komplement od dawno niewidzianej cioci, że niby mam ładną cerę... Niby
głupoty.
Ale ważne, najważniejsze. Z nich się składa to nasze całe
życie. I będę doceniać te rzeczy, na nich się koncentrować. A co! Nikt mi nie zabroni! ;) (W sumie powinnam napisać, że będę się UCZYĆ doceniać te rzeczy, a nie mądrzyć się, że niby tak już robię ;)
Bo po
drodze po te wielkie marzenia, spełnia się setki pragnień, zdarza się tyle pięknych chwil, które wydają się z pozoru tak błahe, ze nikt nie nadaje im rangi "marzenia" czy "szczęścia". Ale co by było gdyby ich
nie było? Czy dalej marzyłabym o tym WIELKIM marzeniu, o swoim WIELKIM szczęściu?
Dziękuję za to
co mam. Na pewno nie mam najgorzej. Nie mam tez najlepiej, to jasne. W
końcu jestem Polką, wiec narzekanie i oglądanie się kto ma lepiej mam we krwi ;)
Mówię dobranoc z uśmiechem na twarzy. Rano postaram się powitać dzień tak samo.
Jak wspaniale to napisałaś - i jak cudownie, że udaje Ci się odnaleźć aż tyle pozytywów, pomimo niewątpliwie ciężkich przeżyć, jakie Was ostatnio spotkały ! Lista dobrych rzeczy wcale nie taka krótka, a myślę, że z tak optymistycznym podejściem będzie wydłużała się z dnia na dzień :) Ja też się tego STARAM UCZYĆ - choć na prazie jeszcze dłuuuga droga przede mną ;)
OdpowiedzUsuńTo uczymy się razem! :) łatwiej żyć z dobrym podejściem. .. szkoda ze to takie trudne. Mam nadzieje ze na biorę wprawy i wejdzie mi to w krew!
UsuńPrzeplatały się te wydarzenia w te lato, te piękne i te ciężkie. Mam nadzieje ze wyjdziemy z tego mocniejsi. Ściskam!
Ostatni czas nie był dla Ciebie łatwy, ale fajnie, że mimo trudności widzisz pozytywy, które przynosi każdy dzień.
OdpowiedzUsuń70 lat małżeństwa - coś pięknego. Gratulacje dla Dziadków. Mam nadzieję, że i my doczekamy takiej rocznicy.
Pozdrawiam
Tak. Piękna rocznica. Jednocześnie były to urodziny - 90 Babci 95 Dziadka. I dzięki Bogu umysł całkowicie sprawny! Życzę i Wam i nam takiej rocznicy!
UsuńŁadnie to napisałaś. Najważniejsze jest, żeby w życiu się nie poddawać i zauważać i dostrzegać małe radości i szczęścia.
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę że założyłaś bloga ;)
Trzymaj się i głowa do góry!
Amelia!!! Jak dobrze Cię widzieć. Martwiłam się co u Ciebie słychać. Mam nadzieje ze wszystko w porządku, czekam na update blogowy :*:*
UsuńAh.. nazbierałaś tych szczęść :) I bardzo dobrze oby ich było jak najwięcej i aby były jak największe i tego sie trzeba trzymać :))
OdpowiedzUsuńjak to dobrze ,że mogę uczestniczyć w Twoim ,a jednoczesnie naszym oczekiwaniu na Baby...Tak ,trzeba cieszyć się tym co mamy ,i być optymistą ..
OdpowiedzUsuń