środa, 16 września 2015

Chcę więcej...

Nie mam siły, no może raczej weny pisać.. każdy dzień jest zasadniczo taki sam.
Praca, dom, obiad, praca, wolny weekend, pracujący weekend..  Już powoli tracę rachubę jaki jest dzień tygodnia.

 Z drugiej strony chcę mieć ten pamiętnik. Chcę wiedzieć co czułam, co robiłam kiedy rodziło się moje dziecko.. Czy czułam, że to dzień, który zmieni moje życie? Czy byłam dziwnie wesoła czy melancholijnie smutna?

Dobrze, że jest aparat w komórce. Jakoś tak mam, ze co dzień robię nim zdjęcia. Choćby moich kotków. Może akurat dzięki temu przypomnę sobie ten ważny dzień.. Czy on się już wydarzył? Czy dopiero będzie? Ciągle się nad tyim zastanawiam...
Czy piekłam wtedy szarlotkę czy kłóciłam się z mężem?

(Sezon na szarlotki i herbatki z cytryną i miodem rozpoczęty.... ) 




Brakuje mi bliskości. Brakuje mi kontaktów międzyludzkich. Ta wirtualna rzeczywistość to jednak dla mnie za mało....
Chcę odwagi, by te moje relacje z ludźmi w realu były bliższe. Wiem, że aby tak się stało muszę się otworzyć. Muszę wystawić na zewnątrz swoje kruche ja, które wiele razy było zranione. I boi się . Jak cholera.
Ale inaczej się nie da.
Tylko jak to zrobić? Jak  przestać się bać..
Znam odpowiedź, wiem, że jest prosta. Trzeba podjąć ryzyko. Skoczyć na głębię...
Tylko co jeśli się nie uda?



10 komentarzy:

  1. Mam dokładnie ten sam problem w relacjach z innymi. Poza tym unikam ludzi fałszywych i hipokrytow. Wiec zostaje niewielu.a chciałbym kogoś blisko, bez udawania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie znoszę fałszu i hipokryzji.... najgorsze jest to, że mam odczucie, że coraz więcej jest takichludzi.... :( Przyjaciół takich bliskich, takich naprawdę nie da się "zrobić" na siłę,, trzeba mieć to szczęście owych ludzi spotkać i mieć to szczęście, zauważyć że to oni.. nie dać im oddalić się ze swojego życia i zyskać miano tylko "znajomych".... :(

      Usuń
  2. Dobrze, że łapiesz te ulotne chwile - czy to spisując je tutaj, czy to pstrykając zdjęcia. Ja skasowałam swego czasu całe archiwum bloga, nie skopiowałam poszczególnych postów i teraz mam o to wielki żal do siebie - bo zwyczajnie nie pamiętam i nie wiem, co robiłam i jak się czułam wtedy, kiedy na świat przychodził nasz Bąbelek.

    Za bardziej ożywionymi kontaktami międzyludzkimi również tęsknię, ale z drugiej strony myślę sobie, że jeśli mają być one takie pozorne, powierzchowne, nieszczere - to wolę nie nawiązywać ich wcale. O te prawdziwe i bezinteresowne niestety bardzo trudno, w związku z czym częściej wybieram samotność, zadowalam się wyłącznie towarzystwem męża i synka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tych pozornych powierzchownych kontaktów mam dość.. chcę czegoś głębszego, ale mogę mieć do siebie też pretensje.. bo nawet moje kiedyś prawdziwe przyjaźnie odsunęłam na bok, nie mogłam się przełamać i wpuścić ich do swojego życia, ze wszystkimi jego problemami, czasem wstydliwymi sytuacjami. zawsze bałam się osądu, wstydu - i pewnie problem był po mojej stronie.. no nic,, będe cierpliwie czekać.. mam nadzieję, że jeszcze zbuduję z kimś taką prawdziwie przyjacielską relację....
      Tak jak Ty cieszę się, że taką osobę mam w mężu. Przysłowiowego "do tańca i do różańca".. ostatnio koleżanka opowiadała mi o wakacjach i mówiła, że przez pierwszy tydzień się nudzili trochę bo byli tylko z mężem i dzieckiem, ale po tygodniu dojechała do nich druga para i było ok.. Trochę mi się jej w sumie żal zrobiło bo ja jakoś na wakacjach z mężem się nigdy nie nudzę, wręcz lubię to że jesteśmy tylko we dwoje i robimy co chcemy :)

      Usuń
  3. Szarlotka wygląda apetycznie i pewnie tak samo smakuje.
    Ja każdego dnia zapisywałam w kalendarzu, co robiliśmy. Okazało się, że dzień, w którym rodził się nasz Synek był takim zwyczajnym dniem, jak każdy inny. Ale dzięki tym zapiskom wiem, co robiliśmy. Mi blog by nie pomógł, bo niestety zbyt systematyczna nie jestem. A pamięć to już wogóle mam do niczego.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog pewnie co do dnia mi nie pomoże, ale zdjęcia w telefonie myślę, że tak... Zobaczymy jak to będzie.Jakoś nie liczę na szybki telefon, przestałam na niego liczyć, więc może zacznę też spisywać rzeczy w kalendarzu...
      Szarlotka była (nieskromnie;) pycha! A już ze śmietankowymi lodami Grycana to mhmmmm :)

      Usuń
  4. Ale mi smaka na szarlotkę narobiłaś, mmmmm :) chyba już wiem, w jaki sposób zagospodaruję dzisiejsze popołudnie ;)

    Ja jestem z tych, którzy rzucają się na głeboką wodę, ale tylko wtedy kiedy mi na czymś bardzo mocno zależy. Bardzo. W innych sytuacjach raczej jestem ostarożna. I też niejednokrotnie brakuje mi odwagi, by podjąć jakieś ryzyko. Biję się z myślami. Walczę sama z sobą..... aby ostatecznie wrócić do punktu wyjścia ;)
    Pewne jest jakiś patent, jak to zrobić, ale ja jeszcze tego nie odkryłam.... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja największa chyba wada to problemy z podejmowaniem decyzji.. nawet w kwestiach błahych... (choć w pracy, przy czasem ciężkich decyzjach, jakoś nie mam z tych problemu i jestem w tym szybka) I nawet jak już podejmę, to później też mam wieczną wojnę w głowie, czy nie trzeba było zrobić inaczej...
      Jak odkryjesz patent to daj znać! :)

      Usuń
  5. Trzeba zaryzykować, ludzie są różni ale wierzę że dobrze wybierzesz :) Moja podstawa to wymagać od siebie dużo a od innych mniej :) Dobrze czasem się pozytywnie zaskoczyć :) Ja uwielbiam pomagać ludziom, zawsze i wszędzie rzadko odmawiam -głupota? może, ale taki mam sposób na przyjaźń a podstawa to nie za dużo o tym myśleć :) po prostu być z tym drugim człowiekiem
    Szarlotka wygląda rewelacyjnie z miłą chęcią bym cię odwiedziła przy takiej szarlotce i herbatce z miodem aż miło pogadać o głupotach i nie tylko
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak jak piszesz przyjaźni nie da się tak "zrobić na siłę" to jest więź, która musi się spontanicznie zadziać, w odpowiednim momencie i między odpowiednimi ludźmi. Ja doświadczyłam sytuacji z dwóch stron. Pamiętam jak to jest gdy przyjaciół nie ma się w ogóle. To były bardzo samotne czasy ale mam wrażenie bardzo twórcze jeśli chodzi o mój osobisty rozwój i poznawanie siebie (choć wtedy tak tego nie widziałam). Potem był czas, że sama sobie się dziwiłam bo liczba osób w moim najbliższym otoczeniu deklarujących, że w razie potrzeby skoczą za mną w ogień szła w dziesiątki. Podjęłam ryzyko, skoczyłam na głębię:) To był bardzo dynamiczny, radosny, zwariowany czas, kiedy bardzo dużo z siebie dawałam, ale dużo też dostawałam w zamian i czułam się bardzo szczęśliwa, potrzebna, kochana. Aż w pewnym momencie, choć trwało to w sumie dość długo, to uderzyło ostatecznie z siłą burzowego grzmotu, kilka z tych najbliższych osób, jedna po drugiej, odwróciło się ode mnie. Miesiącami dochodziłam do siebie, zastanawiałam się co ja takiego zrobiłam (poza tym, że nie byłam w szczycie formy bo sześcioletnie leczenie w końcu mnie przygniotło). Teraz gdy mam się już jako tako dochodzę do wniosku, że może dobrze się stało bo w pewnym sensie bardzo mi te relacje zaczynały ciążyć. Jestem osobą, która bardzo angażuje się we wszystko co robi. Dotyczy to w szczególności relacji. Nie interesują mnie powierzchowne trele morele, ale to oznacza duże zaangażowanie, czas, przywiązanie. Czy brakuje mi tamtej bliskości? Tak! Czy zostałam mocno zraniona? Tak! Czy żałuję, że podjęłam ryzyko? Nie! Absolutnie! Nie jestem broń boże masochistką, która lubi się udręczać ale myślę, że ryzyko zawsze warto ponieść nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku jakoś nas to poturbuje. To trochę tak jak z Twoją pozytywką misiem. Mi taka popękana podoba się dużo bardziej niż gdyby była śliczna, wymuskana, prosto z fabryki:)

    OdpowiedzUsuń