Tydzień w pracy całkiem ok. Nie narzekałam w ogóle. Zresztą układam sobie tak w głowie, żeby praca nie miała zbyt dużego wpływu na moje życie.
Ale równowagą moją zachwiało kilka innych informacji. Ta analogia z kulą śnieżną niestety bardzo tu pasuje. Łatwiej trzymać równowagę, niż ją odzyskać, gdy coś ją zaburzy. Chyba już tak w moich kartach jest zapisane, że któryś aspekt mojego życia musi być do dupy.
Z mężem mojej Mamy jest bardzo źle. To mnie w tym tygodniu przytłoczyło. W zasadzie cała reszta jest nieistotna i nieważna. Martwię się o Niego, martwię się o Mamę. Ona nie miała lekkiego życia. W końcu jej się od jakiegoś czasu zaczęło układać, mogła odetchnąć i być szczęśliwa. Teraz muszę robić dobrą minę i być dla niej silna, choć po każdej rozmowie z nią, w łazience wyję... A B.- jej mąż to taki dobry człowiek. Też nie miał lekko. Życie doświadczało go na każdym kroku. Też z Mamą w końcu znalazł spokój i szczęście. A teraz jest taki słaby, taki wątły, i ciągle powtarza, że nie chce umierać... Jeszcze nie.. Modlę się (choć czasem zastanawiam się czy jeszcze wierzę w Boga? ;/ ) o to by nie cierpiał... Za krótko mogli być razem. Ale chyba zawsze jest za krótko.... :(
Przez ostatnie dni nie robię nic innego jak słucham jego ulubionej piosenki i staram się odnaleźć spokój. Dziękować za to, że pojawił się w Mamy i naszym życiu. Że pomagał nam kiedy bardzo tego potrzebowaliśmy. Kocham Go bardzo i wiem, że on nas też kocha. Tak bardzo miałam nadzieję, że pozna nasze dziecko. Że nasze dzieciątko będzie miało 3 dziadków... Niech się stanie cud. Proszę.
Mój tata był na kontroli. Okazało się, że nie tylko w nogach ma tętniaki. W aorcie brzusznej też jest tętniak. I to duży, w zasadzie kwalifikujący się do operacji. A on dalej pali. Nie mam słów. Nie wiem jak go prosić, jak straszyć.
Te kolejne informacje może by mnie w ogóle nie przejęły, gdyby nie to że ten smutek już zagościł na dobre , a one tylko mnie dobiły. Kolejne ciąże. 3. Trzy drugie ciąże. Jedna wśród dobrych znajomych, z paczki ze studiów - w ten sposób zostaliśmy już nie ostatnią parą bez dziecka, ale ostatnia parą bez DWÓJKI dzieci. Oczywiście cieszę się ich szczęściem. Ale uświadomiłam sobie jednak jak bardzo od tych moich przyjaciół jesteśmy daleko. Jak chcąc nie chcąc nasz brak dzieci przynajmniej częściowo wyeliminował nas z ich życia. No bo ile można chodzić na kinderbale bez kinder? W zasadzie nie wiem czy to my się trochę wykluczyliśmy sami, podświadomie szukając towarzystwa bezdzietnego? Czy to naprawdę musi definiować nasze życie?
Druga ciąża to koleżanki z pracy. I ta będzie mieć na mnie bezpośredni wpływ. Bo od września będę miała przez to więcej dodatkowych godzin/dni. Nie jestem potworem, nie o to chodzi, że mam coś przeciwko, że jak któraś z dziewczyn zajdzie w ciążę to cała reszta zespołu musi tę lukę wypełnić. Chyba bardziej zabolało mnie to, że naprawdę wierzyłam, że to ja będę następna osobą, która sprawi ten "problem" kolegom z pracy. I chyba to bardziej zabolało.
No trudno. Naprawdę staram się nie łamać. Myśleć pozytywnie.
Znalazłam kolejną piosenkę, która idealnie pasuje do naszego adopcyjnego czekania. (może jeden wers nie, ale to sobie zmieniam "wish You would stay" i śpiewam "wish You were here" i wtedy wszytko gra.. Dziś kilka godzin siedziałam nad tą kompilacja zdjęć i słów. Musiałam się czymś zająć. Wybierałam zdjęcia, dostosowywałam, kiedy się mają zmieniać, koordynowałam z tekstem. Nie musiałam myśleć o niczym innym. Tylko nad tym żeby się zgadzało. To takie moje wołanie do naszego dzieciątka. Ale nie smutne. Tylko pełne nadziei.
Najgorsze jest to, ze jak czlowiek zaczyna myśleć tylko pozytywnie to nagle wiele negatywnych sytuacji się kumuluje.. i wtedy pęka.. ale to nie zmienia faktu ze nadal musisz być dobrej myśli.. musi być dobrze.. a wasz dzieciaczek musi mieć 3 dziadków.. Co do taty.. mój tez pali jak smok i mial ostatnio zator .. ale oczywiście mimo ryzyka utraty życia.. palenie nie rzucil, bo oczywiście fajki mu pomagają takich ludzi juz się nie zmieni, nie próbuj bo nie da się.
OdpowiedzUsuńKażdy oceniajacy z boku mówi ze to my "bezdzietni" odsuwamy się od tych z dziecmi.. ale wcale tak nie jest, po prostu czasami "nie pasujemy" do calosci.. i to oni inaczej do nas podchodza- tak myślę ..
Co do ciąż.. przykro mi.. ja niby juz ciąż nie przeżywam ale ten wyczuwam kolejna na horyzoncie.. niestety chyba zawsze takie naturalne koleje losu będą robily na nas wrazenie.
Tule :* i przesyłam buziaki. Trzymaj się. Jutro będzie lepiej..
Pewnie masz rację z tymi znajomymi. Ja nigdy nie chciałam się od nich separowac cy oddalać, ale naturalną koleją rzeczy tak wyszło. .. i pewnie stało się to "za obupólną zgodą"... i z ich strony była zmiana ale i my aktywnie nie chcieliśmy się wcinać w imprezy dzieciowe jako ci "tylko dorosli".. nie wiem czy to jakoś wróci do takiej starej dobrej normy... zobaczymy...
UsuńCały czas liczę na trzech dziadków - ale czas i w tym przypadku nie działa na naszą korzyść. .. ale staram się trzymać. Choćby dla Mamy :( buziaki:*
Poruszyła mnie ta piosenka...Siedzę i wycieram oczy i smarki.
OdpowiedzUsuńMogę Ci powiedzieć z własnego doświadczenia, że dla mnie, oczekiwanie na Leosia było dużo trudniejsze niż na Amelkę.To niesprawiedliwe, że tak to musi wyglądać, ale z perspektywy czasu uważam, że to czekanie to dar...dzięki któremu kocha się mocniej, świadomiej, głębiej. Ciąża adopcyjna jest bardziej wzniosła, bardziej emocjonalna...w moim odczuciu...piękniejsza. I kiedyś nastąpi jej koniec. Spotkasz się twarzą w twarz z Twoim dzieckiem. I wtedy ten czas nie będzie miał znaczenia. I wtedy wszystko będzie inaczej. Najgorsze jest to czekanie. Ta niepewność jutra. Ten ból - że innym przychodzi tak łatwo, a ja wciąż tkwię w tym samym miejscu...
Czas minie. Przyjdzie szczęście.
Never give up, because great things take time.
Ściskam.
Cześć Alu! Podwójna Mamo:* ciesze się bardzo ze juz całe i zdrowe jesteście spowrotem!
UsuńZ tym czekaniem faktycznie najgorsza jest dla mnie ta niepewność. Ta ciągła niewiedza czy zadzwonia za 2 dni, za 3 miesiące czy za 2 lata. W ciąży biologicznej masz jakiś deadline. Jakaś datę do której czekasz... w tej adopcyjnej nie masz żadnej kontroli, i chyba to mnie w niej osłabia. Stracilam kontrolę nad własnym życiem i tak naprawdę nie planuje od półtora roku nic w przód dalej niż na miesiąc lub kilka tygodni.. a lubiłam mieć kontrolę, lub jej wrażenie chociaż. .. :( mama nadzieje ze juz niedługo poczuje to wszystko o czym piszesz. Że dziecko nada sens temu oczekiwaniu, temu braku kontroli.. ściskam Wasza czworeczke mocno :*:*
Trzymam za Ciebie i Twoją rodzinę kciuki. Co do ciąż, to doskonale znam ten ból. Też to przerabiałam i przerabiam. Koleżanki zachodzą w ciąże, ja też, koleżanki rodzą, a ja tracę. Koleżanki zachodzą w kolejne ciąże, a ja wciąż czekam. Teraz czekam z nadzieją na kurs.
OdpowiedzUsuńAle moja droga, Ty przecież też już jesteś w ciąży i też już za niedługo sprawisz ten "problem" kolegom z pracy:) Głowa do góry! Jestem pewna, że już za niedługo będę oglądać zdjęcia Waszej trójki i będę marzyć, żeby moje czekanie na kurs, a później na dziecko też dobiegło końca.
P.S. Mam nadzieję, że nasz spacer po Krakowie z wózkami jest nadal aktualny:)
:) faktycznie, jestem. Mam wrażenie ze sporo po terminie porodu juz jestem! ;) musze zbierać siły... musze czekać silna i nie dać się tym wszystkim smutkom które napieraja na naszą rodzinę. .. tylko czasem jestem taka zła na los... na to jak każdego w mojej rodzinie doświadcza. .. :(
UsuńCzekam z Wami i za Was też trzymam kciuki. Za ten nasz wspólny spacer oczywiście!!!! :*
Czekając miałam wrażenie, że moje życie to taka sinusoida - raz miałam chwile wzlotów, kiedy czułam, że cały świat mi sprzyja. Innym razem wszystko się sypało, a ja przeżywałam to bardzo. To jest chyba częścią czekania i tęsknoty.
OdpowiedzUsuńWierzę, że Wasze Dziecko pozna wszystkich dziadków....mocno trzymam za to kciuki.
Smutno mi się zrobilo czytając Twoj post. Nigdy nie wiem jak kogoś pocieszyc a bardzo bym chciała dodać Ci otuchy. Czasami za dużo kłopotów spada na jedne ramiona. Zobaczysz wszystko się ułorzy zawsze sie jakos uklada. Pomodlę się za Twoich bliskich i żeby wasze maleństwo was szybko znalazlo. Ściskam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTak to już chyba bywa, że kiedy postanawiamy sobie być nieuleczalnymi optymistami i widzieć swoją szklankę zawsze do połowy pełną, nagle cały świat jakby zmawia się przeciwko nam i robi wszystko, abyśmy nie dali rady w tym postanowieniu wytrwać :/
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty mam nadzieję, że Wasze dzieciątko pozna wszystkich trzech dziadków, a relacje ze znajomymi wrócą do normy. Ja osobiście często zastanawiałam się, czy ludzie, którzy z powodu naszej bezdzietności wykluczali nas w jakiś sposób ze swojego grona i podchodzili do nas jak do jeża, w ogóle są warci utrzymywania z nimi dalszych kontaktów - choć z drugiej strony miałam też świadomość, że w dużej mierze to my sami odsunęliśmy się niejako na boczny tor i po prostu nie dawaliśmy już rady uczestniczyć w całej tej kinder-sielance.
Mam nadzieję że wszystko się ułoży, naprawdę WSZYSTKO, wcale nie dziwię się że gdzieś zgubiło się pozytywne nastawienie, nie ma się co okłamywać, jest czas na radość i jest czas na łzy, mamy prawo cierpieć jeżeli ktoś jest w ciąży bo pragniemy tego naprawdę bardzo, a nie jest to nam dane, to walka i mamy prawo się złościć, masz prawo być smutna i zła :) chciała bym cię uściskać i powiedzieć że wszystko będzie dobrze, ale przede wszystkim chce ci powiedzieć że warto wierzyć w Boga, bo ta wiara często przynosi ukojenie :) Trzymaj się cieplutko
OdpowiedzUsuńSą chwile, kiedy trudno zachować optymizm, nie płakać. To, o czym napisałaś to trochę za dużo na jedną osobę...Mam jednak nadzieję, że niedługo nadejdzie lepszy czas, telefon zadzwoni, a Wasze dzieciątko będzie mogło poznać wszystkich dziadków. Odnośnie znajomych zastanawiam się, że może te relacje będą łatwiejsze, kiedy będziemy już z naszymi dziećmi? Tu chyba potrzebny jest czas i ta zmiana w naszym życiu, na którą tak czekamy. Przytulam:*
OdpowiedzUsuń